Tym tropem podążyły jak zwykle pospołu: trójmiejskie media, oraz trójmiejskie wydziały komunikacji urzędów miast. Chylę czoła przed Pawłem Orłowskim (PO), starszym kolegą z mojego liceum – obecnie przeciwnikiem politycznym, wiceprezydentem Sopotu, który wyczuł pismo nosem. Paweł wystąpił na konferencji prasowej, podczas której zgrabnie zamulił obraz, sugerując że obiektem działania agentów CBA są zwykli mieszkańcy Trójmiasta, a nie byli lub obecni urzędnicy sopockiego magistratu.
Krótkoterminowe efekty PRowe tego ruchu są z pewnością satysfakcjonujące z punktu widzenia obecnych władz Sopotu (http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,456012 0.html , http://www.gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/777687 .html ), z pewnością są też satysfakcjonujące z punktu widzenia toczącej się kampanii wyborczej – i to dla obu stron sopockiego konfliktu: w końcu PO ma okazję wystąpić z bałamutnym argumentem w obronie swojego elektoratu, a tutejszy PiS może po kilku latach nagłaśniania sopockich nieprawidłowości powiedzieć: “a nie mówiliśmy”.Chociaż CBA swoje prośby skierowało do Gdańska, Gdyni i Sopotu, to nie jest w mojej ocenie przypadkiem, że akurat sopocki magistrat zdecydował się na medialną hucpę z CBA w roli schwarzcharakteru. Mój znajomy z Platformy Obywatelskiej, kiedy dzisiaj wypiliśmy popołudniową kawę (tak, są jeszcze PiSowcy i Platformersi, którzy spotykają się na kawie) skomentował to jednym zdaniem: “uderz w stół”.
Też tak uważam, z następujących powodów:
1)Sopot jest najmniejszym z urzędów miejskich Trójmiasta. Liczba mieszkańców Sopotu jest niższa niż 40.000. Skala jest znaczna: Gdańsk posiada ponad 11 razy więcej mieszkańców, podobnie jest z Gdynią, można węc zakładać, że urzędy te mają do wykonania 11 krotnie większą pracę. Jednak to nie Gdańsk i to nie Gdynia podniosły krzyk o skandalicznym żądaniu CBA.
2)Ceny gruntów i nieruchomości w Sopocie należą do najwyższych w Polsce, jednocześnie ze względu na specyfikę tego miejsca to Urząd Miasta jest lub był ich głównym dysponentem. Najcenniejsze miejskie grunty znalazły się w posiadaniu władz miasta w wyniku ustawy o komunalizacji gruntów, pochodzącej właśnie z roku 1990.
3)Decyzje dotyczące gruntów i nieruchomości są najważniejszymi decyzjami, jakie podejmuje sopocki magistrat, oraz tutejsza Rada Miasta. To właśnie te decyzje są osią oskarżeń korupcyjnych, jakie pod adresem obecnych władz miasta kierują środowiska opozycyjne, w tym również sopocki PiS.
W tym sensie jest zastanawiające, dlaczego akurat sopocki urząd mnoży problemy organizacyjno – prawne zwiazane z przekazaniem CBA bazy danych, jaka w większości demokratycznych krajów jest wiedzą ogólnodostępną z poziomu przeglądarki internetowej: kto kiedy, za ile i komu sprzedał własność publiczną.
Paweł Orłowski w swoich wypowiedziach medialnych zdaje sobie z tego sprawę, dlatego mówi o sobie i swoich politycznych przyjaciołach: jesteśmy legalistami. Zaraz potem dodaje, że zanim dane przekażemy, musimy sprawdzić czy żądanie CBA jest zgodne z ustawą o ochronie danych osobowych. Jesteśmy legalistami, a więc najpierw musimy sprawdzić u Rzecznika Praw Obywatelskich, czy dane dotyczące interesów, jakie nasze środowisko prowadzi od 1990 roku nie powinny pozostać tajne.
Nie jest to nowa taktyka władz sopockich. W czasie przygotowań do zeszłorocznych wyborów samorządowych sopocka opozycja wystąpiła kilkukrotnie do władz miasta z prośbą o przekazanie w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej szczegółowego zestawienia transakcji, jakie miasto przeprowadziło na swoim najważniejszym majątku: na mieszkaniach komunalnych. Danych tych magistrat nigdy nie udostępnił. Argument był zawsze ten sam co dziś: Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych i Rzecznik Praw Obywatelskich.
Sopocka opozycja prosiła również o inny – również jawny dokument: zestawienie lokali mieszkaniowych będących w posiadaniu Urzędu Miasta. Dostępu do tej informacji sopoccy radni opozycji nie otrzymali nigdy. Myślę, że CBA uzyska.
Zasób lokalowy miasta jest jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic sopockiego magistratu. Powód jest jeden: komunalna substancja mieszkaniowa stanowi bardzo dobry srodek utrzymywania wpływów politycznych w mieście: to do wyłącznej decyzji prezydenta miasta, lub jego urzędników zależy nie tylko kto w mieszkaniu może mieszkać, lub kto musi je opuścić. Również to, kto na jakich zasadach i w jakiej cenie może takie mieszkanie nabyć. Nie oznacza to oczywiście, że taka wiedza jest w ogóle niedostępna. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że sopockie agencje nieruchomości posiadają wykaz lokalów, które można nabyć od miasta. Żadną tajemnicą nie jest natomiast to, że wieloletnia szefowa jednego z wydziałów, zajmujących sie nieruchomościami w Sopocie prywatnie jest żoną właściciela jednej z takich agencji.
Podobnie sprawa ma się z gruntami i innymi nieruchomościami. W polskim systemie prawnym w roku 1990 samorządy przejęły zdecydowaną część majątku po zlikwidowanych w 1989 państwowych, czy parapaństwowych instytucjach. W ten sposób gmina Sopot przejęła należące do przeróżnych instytucji tereny, budynki i nieruchomości. To właśnie dzięki obowiązywaniu tej ustawy sopockie molo zostało przejęte przez należącą do byłych pezetperowskich oficjeli prywatną spółkę Kąpielisko Morskie Sopot Sp. z o.o. (Tak , to nie pomyłka sopockie molo jest od dawna w rękach prywatnych). To w wyniku obowiązywania tej ustawy mógł powstać w dawnej siedzibie PZPR Sopot Bank S.A., który później posłużył jako wehikuł do wspótworzenia Big Banku, a później Big Banku Gdańskiego. To wreszcie wtedy we władaniu władz miasta znalazły się budynki instytucji, opiekuących się dziećmi. Sopockie Hotele Villa Baltica I i Villa Baltica II powstały w miejscach, gdzie wcześniej stały... znajduące się pod ochroną zabytkowe domy dziecka.
Miasto weszło też w posiadanie jednej z najpiękniejszych nadmorskich rezydencji w Sopocie . Przez lata wynajmowali ją od miasta handlarze kokainy, którzy jak to jest w Trójmieście przyjęte do własnej działalności wykorzystywali honorowe tytuły dyplomatyczne. Dyplomaci nie wynajmowali oczywiście rezydencji za darmo. Podpisali z miastem umowę, z której wynikało że w zamian za rezydencję panowie mieli zorganizować czyszczenie sopockiej plaży miejskiej.
* * *
Sopocki PiS w samorządowej kampanii wyborczej żądał natychmiastowego uwłaszczenia mieszkań komunalnych w Sopocie z maksymalną bonifikatą (tzw. mieszkanie za złotówkę). Dziś obowiązuje podobne prawo w odniesieniu do lokali spółdzielczych.
Uwolnienie i masowa sprzedaż mieszkań ich mieszkańcom byłaby nie tylko ruchem uczciwym, ale również na wskroś opłacalnym - UM Sopot dopłaca co roku do gospodarki mieszkaniowej około 11 milionów złotych, byłby to również krok do bólu liberalny. Z jakichś jednak powodów Rada Miasta Sopotu, rządzona przez liberalną PO nie podejmuje takiej decyzji. Dlaczego? Pewnie za jakiś czas się dowiemy.
No comments:
Post a Comment