Friday, October 26, 2007

Powrót w chwale?


Kibice koszykówki zauważyli kilka tygodni temu w czasie meczu Anwilu Włocławek z Prokomem Treflem Sopot niecodzienne stroje na ogół elegancko ubranych działaczy i trenerów zespołu z Sopotu. Mieli na sobie czarne koszulki z nadrukowanym żółtą klubową czcionką napisem "Ryszard Krauze". Od tego czasu podobnie ubrani są również kibice na meczach tej drużyny.

Właśnie odwiedził mnie kolega, który powiedział że w Gdyni szykuje się przemarsz kibiców Arki Gdynia w tych koszulkach po powrocie szefa Prokomu do Polski. PiaR polityczny zaprzęgnięty do sportowego? sportowy do politycznego? demonstracja siły? poparcia społecznego?

Może czas na start w wyborach? Będzie zręczniej ściągać w środku nocy ministrów na dywanik.

PS. Ksiądz Prałat Jankowski modli się za Krauzego. Słowem w Trójmieście wszystko wraca do normy.

Friday, October 19, 2007

Kazio, tego się nie szanuje...

Kazio Marcinkiewicz powiedział, że dałby szansę Donaldowi Tuskowi. Powiedział to dzień przed wyborami, dzień po tym jak w cudowny sposób Dziennik wszedł w posiadanie wysłanego miesiąc temu listu do premiera.

Ci którzy śledzą mojego bloga wiedzą, że o sprawach bezpośrednio związanych z moją działalnością PRową w polityce staram się pisać niewiele. Tym razem zrobię wyjątek, bo Kazimierz Marcinkiewicz sprowokował mnie do krótkiego opisu jego ostatnich dni, z perspektywy sopockiego PiS. Tym którzy nie pamiętają przypomnę - Kazio został odwołany właśnie po pre-kampanijnej wizycie w Sopocie.

Kampania wyborcza roku 2006 w Sopocie zapowiadała się krwawo i jak się później okazało krwawa faktycznie była. Mieliśmy tutaj bezpodstawne oskarżenia o bicie kobiet, procesy wyborcze, interwencje policji, mieliśmy pobicia i groźby takich pobić, kilka dymisji oraz bardzo jasno określony punkt widzenia lokalnych platformerskich mediów na całą kampanię: odwrotny niż nasz.

W tej atmosferze otrzymaliśmy na początku lipca informację, że w Sopocie pojawi się Kazimierz Marcinkiewicz - w owym czasie cudowne dziecko politycznego PRu i najbardziej lubiany polityk w kraju.

Jak się łatwo domyślić naiwnie sądziliśmy, że do Sopotu przyjedzie kawaleria z odsieczą dla walecznej młodzieży w trudnej sytuacji. ZAWIEDLIŚMY SIĘ OGROMNIE i natychmiast przerobiliśmy lekcję "znaczenie lojalności w polityce".

Oto w żołnierskich słowach kolejność wydarzeń:

1. Sopocki PiS otrzymał informację o planowanym przylocie premiera Marcinkiewicza z wyprzedzeniem około tygodnia (początek lipca 2006)

2. Ponieważ sopocki PiS był obiektem bezpardonowych ataków ze strony pomorskiej PO (prezydent Karnowski, prezydent Adamowicz, marszałek województwa Jan Kozłowski), poparcie polityczne u progu kampanii wyborczej ze strony najpopularniejszego ówczas polityka - Kazimierza Marcinkiewicza miało być dla PiS w Sopocie bardzo ważnym elementem prowadzenia kampanii.

3. Na trzy dni przed wizytą premiera Marcinkiewicza sopocki PiS otrzymał program wizyty, z którego wynika, że premier Marcinkiewicz nie zamierza w ogóle spotykać się z przedstawicielami PiS w Sopocie w godzinach, w jakich PiS Sopot byłyby w stanie wykorzystać tę sytuację politycznie i medialnie.

4. Z programu wynikało za to, że w godzinach najbardziej atrakcyjnych medialnie premier znajdzie czas dla: szefa PO na Pomorzu (Jan Kozłowski, mający pierwotnie towarzyszyć premierowi), szefa PO w Gdańsku (prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz), szefa PO w Sopocie (Jacek Karnowski, wiodący prym w brutalnych atakach na pomorski PiS skarbnik PO).

5. W wyniku takiego a nie innego programu sopocki PiS interweniował u "wszystkich świętych" Prawa i Sprawiedliwości z prośbą o wpłynięcie na otoczenie Pana Premiera i interwencję u prezesa PiS Pana Jarosława Kaczyńskiego.

6. Sopocki PiS wysłał również do Centrum Informacyjnego Rządu informację dotyczącą funkcjonowania tak zwanego Układu Sopockiego (między innymi przekazane zostało zawiadomienie do prokuratury dotyczące tak zwanej sprawy Centrum Haffnera, polegające na przekazaniu przez władze miasta Sopot najcenniejszych gruntów nad polskim morzem za 10% wartości spółce związanej z nomenklaturą SLD, oraz otoczeniem Ryszarda Krauze)

7. W efekcie tych działań do sopockiego PiS została przesłana inna wersja programu. Z planu spotkań zniknęły spotkania z Pawłem Adamowiczem (prezydent Gdańska), oraz Janem Kozłowskim (marszałek województwa), ciągle pozostał w planie Jacek Karnowski (choć nie pojawił się w czasie wizyty).

8. Wizyta odbyła się według zmienionego planu

9. Spotkanie ze strukturami PiS odbyło się w godzinach wieczornych, a jego formuła uniemożliwiła wykorzystanie tego faktu w kampanii wyborczej pomorskiego PiS.

10. Premier Marcinkiewicz nie udzielił publicznie poparcia kandydatom startującym z listy PiS w Sopocie oraz na Pomorzu

11. W godzinach wieczornych premier Marcinkiewicz spotkał się w tajemnicy przed dziennikarzami w rządowej willi w Sopocie z Donaldem Tuskiem. Według wiedzy PiS Sopot otoczenie Donalda Tuska przekazało tę informację do jednego z dziennikarzy, choć spotkanie miało odbyć się bez wiedzy mediów. Kiedy przed wejściem do willi pojawił się pierwszy dziennikarz, służby prasowe premiera Marcinkiewicza przekazały do innych mediów informację o spotkaniu. W efekcie tego, kiedy Donald Tusk opuszczał willę rządową w Sopocie, przed jej wejściem oczekiwał tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Co ciekawe, zarówno w wersji "przed" jak i "po" interwencji sopockiego PiS w godzinach, w których premier spotkał sie z D.Tuskiem wpisana była pozycja "czas do dyspozycji Pana Premiera"

12. Dwa dni później premier Marcinkiewicz został odwołany.

Kazimierz Marcinkiewicz kilka tygodni temu powiedział, że czuje się przez Donalda Tuska wykorzystany, bo spotkanie w rządowej willi w Sopocie o którym mowa wyżej miało się odbyć bez udziału mediów, a Tusk zaprosił na nie media.

Kazimierz Marcinkiewicz dzisiaj zmienił ostatecznie front. Czy przyswoił już tę lekcję polityki, w czasie której mowa o wzajemnym respekcie partnerów i przywódców politycznych? Czy zrozumiał, że politycy szanują tych polityków, którzy posiadają własną wizję, własne poglądy i determinację do ich realizacji?

Kazio, zmieniłeś front. A to znaczy, że zawsze możesz to zrobić. A takiego zachowania w polityce się nie szanuje... Myślę, że to nie ostatni raz, kiedy ktoś "zapomina" dotrzymać danego słowa, tak jak z dziennikarzami przed willą w Sopocie.

Skoro niezależnie od tego co się dzieje - i tak tańczysz do miłej uchu muzyki...

2 wersje programu wizyty Kazimierza Marcinkiewicza w Sopocie w czerwcu 2006





Po szczycie G6 - przed świętami bez granic.


No i ministrowie pojechali. Cieszy treść komunikatu końcowego. Zapowiedź zniesienia granic wewnętrznych UE jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia to realizacja od dawna przygotowywanego scenariusza. To swego rodzaju prezent dla przyjeżdżających do Polski na święta mieszkańców Niemiec i innych krajów "starej" UE. Jednocześnie będzie to też ostatni okres na testowanie systemów informatycznych, które mają zapewnić sprawne wejście w życie ustaleń układu z Schengen.


Warto wspomnieć tutaj o kilku istotnych terminach, które mają związek z naszym beztroskim podróżowaniem po krajach UE. Na początek SiS. W Polsce zakończyły się jeszcze w sierpniu testy techniczne systemu SiS One 4 All. Ten system, to zaproponowana przez Portugalczyków nakładka programu komputerowego Schengen Information System, który magazynuje i przetwarza informacje dotyczące ruchu osób i towarów na terenie UE. System ten powstał w latach 70 jest więc dość przestarzały technologicznie. Nie można na przykład umieszczać w nim danych multimedialnych (zdjęcia, film, próbka dźwięku). Dlatego w krajach UE od dawna trwają pracę na tak zwanym SiS II, czyli SiS poszerzonym o możliwość kodowania i przekazywania danych multimedialnych. Problem polega na tym, że przygotowania do wprowadzenia SiS II przedłużają się w Unii i wiadomo od wielu miesięcy, że nie da się wprowadzić systemu SiS II w terminie, w którym Polska i inne kraje nowej UE mają wejść do strefy Schengen, a nie jest specjalnie szczęśliwym rozwiązaniem aplikowanie w Polsce systemu SiS, któy tak czy tak lada moment zostanie zastąpiony nowym.

Dlatego właśnie w pierwszej połowie tego roku podsekretarz stanu w MSWiA, Grzegorz Bliźniuk odebrał w Portugalii pakiety startowe SiS one 4 All (coś jak płyty z Windows XP, tylko ściśle tajne). Do tego systemu muszą zostać podłączone wszystkie najważniejsze służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo kraju: Policja, Straż Graniczna, ABW, AW i inne. W lipcu 2007 zakończyły się techniczne testy. Do grudnia 2007 trwać będą szkolenia, bo końcówka tego systemu i osoby potrafiące system obsługiwać powinny znaleźć się we wszystkich komisariatach, strażnicach i delegaturach odpowiednich instytucji.

Wygląda również na to, że usunięte zostały ostatnie przeszkody polityczne - świadczy o tym dobitnie treść końcowego komunikatu szczytu G6 w Sopocie, oraz jak sądzę pozytywny dla Polski przebieg szczytu UE w Lizbonie.

Słowa podziękowania na pewno należą się stojącym na co dzień w cieniu urzędnikom MSWiA: sekretarzom stanu Wiesławowi Tarce, który odpowiada w ministerstwie ze sprawy międzynarodowe i Grzegorzowi Bliźniukowi, który nadzoruje informatyczną część przedsięwzięcia. Koordynuje to wszystko żelazna dama departamentu UE w MSWiA, pani dyrektor Małgorzata Kutyła oraz jej zespół. Widziałem też w hotelu Grand jak uwijają się przez cały tydzień moi niedawni współpracownicy z biura rzecznika: Emilia Salach-Pezowicz, Jarek Buczek i Sebastian Górkiewicz. Dobra robota, gratulacje!

Wednesday, October 17, 2007

G6 w Sopocie

Właśnie zakończył się pierwszy dzień Szczytu G6 w Sopocie.

G6 to grupa największych i najbardziej wpływowych państw Unii Europejskiej. Polska została zaproszona do udziału w tej grupie w czasie, kiedy ministerstwem spraw wewnętrznych kierował Ludwik Dorn. Uczestnictwo w grupie G6, która jest nieformalnym ciałem konsultacyjnym w sprawach związanych z odpowiedzialnością ministerstw spraw wewnętrznych to jeden z wielu kompletnie nieznanych sukcesów polskiej polityki międzynarodowej.

Szczególnie w kontekście wejścia Polski do strefy Schengen. Jeśli nie nastąpi w tej kwestii żadna katastrofa, to od 1 stycznia przyszłego będziemy poruszać się po UE bez kontroli granicznych. Wydarzenie to zbiegnie się w czasie z polską prezydencją w G6. Dzisiejszy szczyt w Sopocie jest właśnie pierwszym akordem tej prezydencji. W Sopocie ministrowie rozmawiają o kwestiach związanych z zabezpieczeniem granicy morskiej, o handlu ludźmi oraz o problemach związanych z legalnymi i nielegalnymi migracjami.

Dla mnie osobiście to miłe zwieńczenie pracy w MSWiA. Sopot był moim pomysłem, a wyeksponowany udział w imprezie Oli Jankowskiej, wicewojewody pomorskiej i szefowej sopockiego PiS jest czytelnym sygnałem, że G6 w Sopocie to nasz mały sukces polityczny.

Technologia przekrętu - Sopot, Sawicka i służba zdrowia

Tvn24 wczoraj nie poinformował mnie na czerwonym pasku, że CBA zaprezentowało nagrania rozmów posłanki Sawickiej.


Pani Poseł Sawicka w swoich rozmowach telefonicznych opublikowanych wczoraj przez CBA dodała swoje kilka zdań do kwestii, o których pisałem w poście o CBA w Trójmieście. W mojej ocenie wartość materiału udostępnionego przez Mariusza Kamińskiego i szefa jego gabinetu politycznego Tomasza Frątczaka jest znacząca z jeszcze jednego powodu: oto po raz kolejny opinia publiczna uzyskuje precyzyjny opis "technologii przekrętu korupcyjnego", opartego na swobodnej wypowiedzi człowieka ze środka.


Z punktu widzenia trwającej kampanii wyborczej bardzo interesujący jest też passus służby zdrowia, jaki pojawia się w tych materiałach. Ale to robota dla moich partyjnych kolegów, którzy ten wątek jak na razie bardzo sprawnie spinują. Mnie dużo bardziej interesuje wątek nieruchomości, w owej “technologii przekrętu” opierającego się na trójkącie: samorząd– służba zdrowia – nieruchomość. I tutaj jak zwykle z pomocą przychodzi wiedza na temat 15 letnich rządów PO w Sopocie – samym centrum Trójmiasta.


Na dwa miesiące przed wyborami samorządowymi roku 2006 do sopockiej opozycji przyszedł email. Zawierał szokujące fakty dotyczące sposobu funkcjonowania Sanatorium Leśnik – jednego z elementów komunalnej służby zdrowia. Osoby zainteresowane odsyłam do całego listu, który można znaleźć tu:


http://uklad3miasto.blox.pl


Nie będę pastwił się nad miernotami, jakie z uzdrowiskowego sanatorium zrobiły swój własny folwark. Prezydent Karnowski został zmuszony przez sopocką opozycję do skontrolowania sytuacji w Leśniku. Zrobił to, przyznał się do błędów... po czym nie poinformował o swoich ustaleniach prokuratury.


Sanatorium Leśnik jest jednak bardzo ciekawą instytucją pod względem biznesowym. Obecnie w jej majątku znajduje się położony nad samym morzem pensjonat sanatoryjny “Jantar”. Nieruchomość, którą miasto przejęło od skarbu państwa na początku lat 90 została podnajęta kościelnej fundacji. Fundacja wynajęła nieruchomość biznesmenowi, który zainwestował w nią około miliona złotych. W tak zwanym międzyczasie miasto weszło w spór sądowy z kościelną fundacją, nie informując o tym biznesmena. Miasto wygrało sprawę w sądzie, a biznesmen został przy pomocy armii ochroniarzy wyrzucony z wynajmowanego przez siebie budynku. Urząd Miasta oskarżył w lokalnych mediach przedsiębiorcę o zdemolowanie “Jantara”, po czym przekazał grunt swojemu zaufanemu współpracownikowi – dyrektorowi Sanatorium Leśnik. Od tego czasu “Jantar” niszczeje. Zmieniła się tylko jedna rzecz: branżowe portale turystyczne poinformowały, że grunt pod pensjonatem Jantar miasto Sopot zamierza sprzedać... pod 4 gwiazdkowy hotel.


Podsumujmy: Rządzona przez liberalną PO Gmina Sopot przeprowadziła następującą, rozłożoną na lata operację:

  1. Wynajęła sanatorium z pensjonatem fundacji kościelnej

  2. Fundacja kościelna znalazła prywatnego inwestora, który uruchomił działalność sanatoryjną w pensjonacie

  3. Gmina wyrzuciła najemców i przejęła nieruchomość

  4. Gmina ogłosiła chęć sprzedaży gruntów, i zaplanowała że w tym miejscu ma powstać elegancki 4 gwiazdkowy hotel.


To z kolei oznacza, że w rządzonym niepodzielnie przez PO Sopocie rada miasta wspólnie z prezydentem zlikwidowała sanatorium - część samorządowej służby zdrowia w celu sprzedaży nieruchomości pod intratną inwestycję biznesową. Panie Donaldzie, właśnie o takich interesach mówiła przez telefon Pani Posłanka Sawicka.

Jeszcze zanim zasłabła, o czym na czerwonym pasku poinformował tvn24.


Tuesday, October 9, 2007

CBA w Sopocie, CBA w Trójmieście, czyli czemu od 1990

Trójmiejskie media donoszą, że CBA zażądało od władz samorządowych Trójmiasta wglądu w dokumenty, które odnoszą się do decyzji związanych z obrotem miejskimi nieruchomościami. Chodzi o cały okres od roku 1990. Oparty na tak zwanych anonimowych źródłach artykuł newsweeka (http://www.newsweek.pl/artykuly/artykul.asp?Artyk ul=20245) w sposób jednoznaczny dezawuuje to żądanie.


Tym tropem podążyły jak zwykle pospołu: trójmiejskie media, oraz trójmiejskie wydziały komunikacji urzędów miast. Chylę czoła przed Pawłem Orłowskim (PO), starszym kolegą z mojego liceum – obecnie przeciwnikiem politycznym, wiceprezydentem Sopotu, który wyczuł pismo nosem. Paweł wystąpił na konferencji prasowej, podczas której zgrabnie zamulił obraz, sugerując że obiektem działania agentów CBA są zwykli mieszkańcy Trójmiasta, a nie byli lub obecni urzędnicy sopockiego magistratu.

Krótkoterminowe efekty PRowe tego ruchu są z pewnością satysfakcjonujące z punktu widzenia obecnych władz Sopotu (http://miasta.gazeta.pl/trojmiasto/1,35612,456012 0.html , http://www.gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/777687 .html ), z pewnością są też satysfakcjonujące z punktu widzenia toczącej się kampanii wyborczej – i to dla obu stron sopockiego konfliktu: w końcu PO ma okazję wystąpić z bałamutnym argumentem w obronie swojego elektoratu, a tutejszy PiS może po kilku latach nagłaśniania sopockich nieprawidłowości powiedzieć: “a nie mówiliśmy”.

Chociaż CBA swoje prośby skierowało do Gdańska, Gdyni i Sopotu, to nie jest w mojej ocenie przypadkiem, że akurat sopocki magistrat zdecydował się na medialną hucpę z CBA w roli schwarzcharakteru. Mój znajomy z Platformy Obywatelskiej, kiedy dzisiaj wypiliśmy popołudniową kawę (tak, są jeszcze PiSowcy i Platformersi, którzy spotykają się na kawie) skomentował to jednym zdaniem: “uderz w stół”.

Też tak uważam, z następujących powodów:

1)Sopot jest najmniejszym z urzędów miejskich Trójmiasta. Liczba mieszkańców Sopotu jest niższa niż 40.000. Skala jest znaczna: Gdańsk posiada ponad 11 razy więcej mieszkańców, podobnie jest z Gdynią, można węc zakładać, że urzędy te mają do wykonania 11 krotnie większą pracę. Jednak to nie Gdańsk i to nie Gdynia podniosły krzyk o skandalicznym żądaniu CBA.

2)Ceny gruntów i nieruchomości w Sopocie należą do najwyższych w Polsce, jednocześnie ze względu na specyfikę tego miejsca to Urząd Miasta jest lub był ich głównym dysponentem. Najcenniejsze miejskie grunty znalazły się w posiadaniu władz miasta w wyniku ustawy o komunalizacji gruntów, pochodzącej właśnie z roku 1990.

3)Decyzje dotyczące gruntów i nieruchomości są najważniejszymi decyzjami, jakie podejmuje sopocki magistrat, oraz tutejsza Rada Miasta. To właśnie te decyzje są osią oskarżeń korupcyjnych, jakie pod adresem obecnych władz miasta kierują środowiska opozycyjne, w tym również sopocki PiS.

W tym sensie jest zastanawiające, dlaczego akurat sopocki urząd mnoży problemy organizacyjno – prawne zwiazane z przekazaniem CBA bazy danych, jaka w większości demokratycznych krajów jest wiedzą ogólnodostępną z poziomu przeglądarki internetowej: kto kiedy, za ile i komu sprzedał własność publiczną.

Paweł Orłowski w swoich wypowiedziach medialnych zdaje sobie z tego sprawę, dlatego mówi o sobie i swoich politycznych przyjaciołach: jesteśmy legalistami. Zaraz potem dodaje, że zanim dane przekażemy, musimy sprawdzić czy żądanie CBA jest zgodne z ustawą o ochronie danych osobowych. Jesteśmy legalistami, a więc najpierw musimy sprawdzić u Rzecznika Praw Obywatelskich, czy dane dotyczące interesów, jakie nasze środowisko prowadzi od 1990 roku nie powinny pozostać tajne.

Nie jest to nowa taktyka władz sopockich. W czasie przygotowań do zeszłorocznych wyborów samorządowych sopocka opozycja wystąpiła kilkukrotnie do władz miasta z prośbą o przekazanie w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej szczegółowego zestawienia transakcji, jakie miasto przeprowadziło na swoim najważniejszym majątku: na mieszkaniach komunalnych. Danych tych magistrat nigdy nie udostępnił. Argument był zawsze ten sam co dziś: Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych i Rzecznik Praw Obywatelskich.

Sopocka opozycja prosiła również o inny – również jawny dokument: zestawienie lokali mieszkaniowych będących w posiadaniu Urzędu Miasta. Dostępu do tej informacji sopoccy radni opozycji nie otrzymali nigdy. Myślę, że CBA uzyska.

Zasób lokalowy miasta jest jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic sopockiego magistratu. Powód jest jeden: komunalna substancja mieszkaniowa stanowi bardzo dobry srodek utrzymywania wpływów politycznych w mieście: to do wyłącznej decyzji prezydenta miasta, lub jego urzędników zależy nie tylko kto w mieszkaniu może mieszkać, lub kto musi je opuścić. Również to, kto na jakich zasadach i w jakiej cenie może takie mieszkanie nabyć. Nie oznacza to oczywiście, że taka wiedza jest w ogóle niedostępna. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że sopockie agencje nieruchomości posiadają wykaz lokalów, które można nabyć od miasta. Żadną tajemnicą nie jest natomiast to, że wieloletnia szefowa jednego z wydziałów, zajmujących sie nieruchomościami w Sopocie prywatnie jest żoną właściciela jednej z takich agencji.

Podobnie sprawa ma się z gruntami i innymi nieruchomościami. W polskim systemie prawnym w roku 1990 samorządy przejęły zdecydowaną część majątku po zlikwidowanych w 1989 państwowych, czy parapaństwowych instytucjach. W ten sposób gmina Sopot przejęła należące do przeróżnych instytucji tereny, budynki i nieruchomości. To właśnie dzięki obowiązywaniu tej ustawy sopockie molo zostało przejęte przez należącą do byłych pezetperowskich oficjeli prywatną spółkę Kąpielisko Morskie Sopot Sp. z o.o. (Tak , to nie pomyłka sopockie molo jest od dawna w rękach prywatnych). To w wyniku obowiązywania tej ustawy mógł powstać w dawnej siedzibie PZPR Sopot Bank S.A., który później posłużył jako wehikuł do wspótworzenia Big Banku, a później Big Banku Gdańskiego. To wreszcie wtedy we władaniu władz miasta znalazły się budynki instytucji, opiekuących się dziećmi. Sopockie Hotele Villa Baltica I i Villa Baltica II powstały w miejscach, gdzie wcześniej stały... znajduące się pod ochroną zabytkowe domy dziecka.

Miasto weszło też w posiadanie jednej z najpiękniejszych nadmorskich rezydencji w Sopocie . Przez lata wynajmowali ją od miasta handlarze kokainy, którzy jak to jest w Trójmieście przyjęte do własnej działalności wykorzystywali honorowe tytuły dyplomatyczne. Dyplomaci nie wynajmowali oczywiście rezydencji za darmo. Podpisali z miastem umowę, z której wynikało że w zamian za rezydencję panowie mieli zorganizować czyszczenie sopockiej plaży miejskiej.

* * *

Sopocki PiS w samorządowej kampanii wyborczej żądał natychmiastowego uwłaszczenia mieszkań komunalnych w Sopocie z maksymalną bonifikatą (tzw. mieszkanie za złotówkę). Dziś obowiązuje podobne prawo w odniesieniu do lokali spółdzielczych.

Uwolnienie i masowa sprzedaż mieszkań ich mieszkańcom byłaby nie tylko ruchem uczciwym, ale również na wskroś opłacalnym - UM Sopot dopłaca co roku do gospodarki mieszkaniowej około 11 milionów złotych, byłby to również krok do bólu liberalny. Z jakichś jednak powodów Rada Miasta Sopotu, rządzona przez liberalną PO nie podejmuje takiej decyzji. Dlaczego? Pewnie za jakiś czas się dowiemy.