Tuesday, February 20, 2007

Hezbollah, Mafia paliwowa, KGB i GRU, czyli o tym że "w raporcie nic nie ma”

Korciło mnie od trzech dni. Ale powiedziałem sobie, że słowa nie pisnę dopóki nie doczytam do końca. Doczytałem, nie czytając wcześniej komentarzy bloggerów czy publicystów. W pięć minut po opublikowaniu raportu wyłączyłem również na dobre tvn24. Nie będę pastwił się nad tvnem, bo chyba dla każdego kto oglądał tę stację w dniu publikacji raportu było jasne, że nikt z komentatorów nie miał szans zapoznania się z tekstem. No chyba, że “znał go skądinąd”, że zacytuję Janusz Korwina Mikke ze słynnego filmu.

No więc jestem po. Na początek rozprawię się z dwoma bzdurnymi argumentami które mimo “ciszy medialnej”, którą sobie zaaplikowałem – jednak trafiły do mnie z ust osób, które tej ciszy sobie nie zafundowały.

  1. Raport rozwalił polski wywiad i kontrwywiad wojskowy.

No więc raport świadczy przede wszystkim o jednej rzeczy: wojskowy wywiad i kontrwywiad, jako służby niepodległego państwa polskiego de facto nie istniały. Kadry WSI obsadzane były wyłącznie oficerami wykształconymi na kursach KGB i GRU w Moskwie i na terenie byłego ZSRR. Było to działanie świadomie zaplanowane jeszcze zanim w Polsce doszło do rozmów okrągłego stołu. Dla przykładu - ostatni szef WSI Generał Marek Dukaczewski odbył taki półroczny kurs... w roku 1989. W dodatku informacja ta znalzała się w dokumentach WSI dopiero w roku 2005.


Taka polityka kadrowa spowodowała, że służby kontrwywiadowcze były całkowicie przezroczyste dla rosyjskich służb wywiadowczych, tym należy tłumaczyć fakt, że kontrwywiad WSI przez cały okres swojego funkcjonowania nie złapał ani jednego rosyjskiego szpiega. Jaskrawym przykładem stopnia infiltracji polskich służb przez służby rosyjskie był fakt utrzymywania aż do...2006 roku umowy o wyłączności na serwisowanie wszystkich samochodów należących do WSI, przez rosyjską firmę kojarzoną z tamtejszymi służbami specjalnymi.


Raport przytacza również przykłady operacji, które formalnie miały za cel infiltrowanie rosyjskich służb, a de facto spowodowały infiltrację polskiego wojska przez służby rosyjskie (opisywane w raporcie sprawy związane z korumpowaniem kierownictwa Marynarki Wojennej RP).


W tym sensie oczywistym jest, że argument o “rozwaleniu polskiego wywiadu i kontrwywiadu” pozbawiony jest sensu. Nie da się “rozwalić” czegoś co i tak nie działa.


    1. W raporcie “tak naprawdę nie ma nic poważnego”


Przytoczę więc tylko kilka spraw, które szerzej opisane są w samym raporcie: Raport podaje do wiadomości publicznej faktyczne znaczenie tak zwanego Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego, którego agentem był Józef Oleksy. Otóż w dokumencie przywołana jest instrukcja operacyjna Czesława Kiszczaka, który stwierdza, że działalność wywiadowcza PRL ma koncentrować się na Agentrualnym Wywiadzie Strategicznym i Agenturalnym Wywiadzie Operacyjnym (czyli właśnie AWO), “przy czym ten drugi był wyraźnie faworyzowany” (strona 17 raportu). Jeszcze niedawno opinia publiczna nie miała żadnych informacji na temat AWO, niektórzy komentatorzy – w tym sam Oleksy twierdzili, że nie była to żadna służba specjalna, ani nawet jej część. Dzisiaj wiemy, że według samego Kiszczaka – AWO miała być swego rodzaju awangardą wywiadu. Premier Józef Oleksy z pewnością zrobił największą karierę z wszystkich żołnierzy tej jednostki.


Raport informuje też w kilku miejscach o działalności Bronisława Komorowskiego, ministra Obrony Narodowej. I o ile drobiazgi w rodzaju drukowania ulotek Unii Demokratycznej za pieniądze wojska i wykorzystywania samochodów służbowych do ich dystrybucji nie są sprawami o wadze państwowej, o tyle na przykład informacja o tym, że obecny kandydat PO na "premiera z Warszawy" miał zainwestować w roku 1992 około 260 tysięcy marek niemieckich w nielegalny “parabank” prowadzony przez jednego z oficerów WSI wydaje się być informacją sensacyjną. Tym bardziej sensacyjne są informacje o próbach odzyskania tych pieniędzy za pomocą wojskowego kontrwywiadu, kiedy inwestycje się nie powiodły.


Wydaje mi się również, że informacja o handlu bronią z państwami objętymi embargiem ONZ na dostawy broni jest informacją sensacyjną. Do tej pory zajmowali się tym jedynie Franz Maurer, Wolf i Sawczuk (PSY II). Tym bardziej, w zestawieniu z informacją, że różne grupy interesów wewnątrz WSI konkurowały ze sobą na międzynarodowych rynkach broni, wzajemnie podkopując swoją pozycję i szeroko korzystając przy tym ze wspracia służb rosyjskich. Z raportu wynika również, że WSI utrzymywały kontakty handlowe z terrorystami powiązanymi z Hezbollachem i Dżihadem i to w okresie bezpośrednio poprzedzającym i następującym po atakach z 11 września 2001 roku.


Fakt prowadzenia szerokiej współpracy z WSI i Urzędem Ochrony Państwa Jacka Merkla pseudonim “Bankier”, czyli człowieka ściśle związanego ze środowiskiem “gdańskich liberałów” (Tusk, Lewandowski, Bielecki, etc.) i to właśnie w dziedzinie handlu bronią z terrorystami również wydaje mi się informacją nową i istotną.


W raporcie faktycznie znajduje się cała masa potwierdzeń spraw starych i znanych od dawna z publikacji medialnych, lub z obrad komisji śledczej ds Orlenu. Raport potwierdza, że za strukturami mafii paliwowej stoją ludzie WSI, potwierdza całą masę nieprawidłowości przy przetargu na transporter opancerzony fińskiej Patrii (w Polsce Rosomak).


Wreszcie raport opisuję operację ZEN, która w mojej ocenie jest prawdziwą przyczyną dymisji Radosława Sikorskiego. W tej sprawie współpracownicy WSI operujący na terenach, na których Polska prowadziła misje wojskowe dla własnej chęci zysku wprowadzali w błąd najwyższych urzędników państwowych (ministra obrony, prezydenta), a co za tym idzie – również polskich sojuszników, którzy jak twierdzi raport wielokrotnie zwracali uwagę na nieprawdziwe i dezinformujące informacje, jakie przekazywał polskim władzom współpracownik WSI (a wcześniej UOP, który jednak zrezygnował z jego usług) Aleksander Makowski. Służby wywiadu wojskowego jeszcze po wyborach w roku 2005 próbowały tuszować tę sprawę. Raport twierdzi, że służby wojskowe, między innymi za pośrednictwem meldunków Makowskiego nakłoniły ministra Sikorskiego do podjęcia proponowanych przez niego działań i przedstawienia ich w czasie wizyty w USA, jako oficjalnego stanowiska polskiego rządu. Również na podstawie meldunków Makowskiego szef WSI “zimą 2005 sugerował władzom państwowym wprowadzenie w całym państwie nadzwyczajnych środków, mających ochronić przed zamachem terrorystycznym”.


Raport ma oczywiście sporo niedociągnięć, ale tymi zajmują się tak wybitne umysły, że nie będę startował w tej konkurencji i jak przystało na człowieka, którego obowiązuje dyscyplina partyjna dodam jeszcze, że cztery lata temu zapisałem się do partii PiS właśnie ze względu na stosunek tego ugrupowania do działalności sowieckich służb specjalnych w Polsce. Po publikacji tego raportu mam namacalny dowód istnienia woli politycznej do rozwiązania tego problemu. Po raz pierwszy od 1989 roku.

Tuesday, February 13, 2007

Web 2.0 i następne w kampaniach wyborczych



W Rzepie sprzed dwóch tygodni znalazły się dwa teksty, dotyczące wykorzystania rzeczywistości wirtualnej w kampanii wyborczej.

Chodzi o dwa biura, jakie kandydaci w francuskiej kampanii wyborczej otworzyli w grze “Second Life”.

Postanowiłem pójść śladem autorów (Grzegorz Dobiecki, Rafał Kostrzyński, Piotr Gillert) i odwiedziłem stronę http://secondlife.com/ Stworzyłem tam wirtualną postać Myster Gibbons i nie bez problemów odwiedziłem biuro Segolene Royal. Bez kłopotu odnalazłem za to wirtualny sztab Jean Marie Le Pena, a zaraz potem doszedłem do piorunujących wniosków.

W polskiej blogosferze, (i nie tylko polskiej rzecz jasna) toczy się dyskusja na temat zjawiska Web 2.0 i jego wpływu na przeróżne sfery życia. Pierwszym pomysłem na moją pracę magisterską kilka lat temu było właśnie wykorzystanie internetu w kampaniach wyborczych, tylko że wtedy internet raczkował, a jego przepustowość i użyteczność pozostawiały wiele do życzenia.

O ile dzisiaj jasnym jest, że serwisy społecznościowe, typu youtube, grono, gmail czy sama blogosfera jako taka wniosły do sporów politycznych zupełnie nową jakość – zrównując w prawach w zakresie tego medium dziennikarzy, internautów i samych twórców polityki, o tyle nie zwróciłem do tej pory uwagi na gry internetowe jako platformy komunikacyjne równoległe, a w przyszłości może nawet nadrzędne względem rozumianych tradycyjnie stron internetowych.

Środowisko, w którym porusza się bowiem bohater użytkownik systemów takich jak second life, to trójwymiarowy świat po którym poruszamy się chodząc, latając lub teleportując się przy pomocy czegoś w rodzaju wewnętrznej hasłowo – graficznej wyszukiwarki, działającej na zasadzie altavisty, googla, yahoo. Środowisko, jak przystało na serwisy web 2.0 współtworzą jego użytkownicy, umieszczając (“budując”) wewnątrz programu dowolne trójwymiarowe konstrukcje. Elementami tych konstrukcji mogą być na przykład ściany budynków, będące jednocześnie plikami video, które uruchamia się wybierając opcję “dotknij”, miniatury stron internetowych, które można prześledzić w osobnym oknie.

Najistotniejszą cechą systemu jest jednak trówymiarowe przedstawienie innych internautów w postaci trówymiarowych awatarów (Mysterów Gibbonsów), widzących się nawzajem i mogących wchodzić w interakcję.

O ile jako gra program SL jest dość nudny i prymitywny, jednak daje on wyobrażenie czym może stać się internet, jeśli obowiązującym standardem w internecie stanie się trójwymiarowe odwzorowanie sieci rozumianej tradycyjnie. Trówymiarowa przestrzeń, po której internauci poruszają się mogąc się ze widzieć i porozumiewać się ze sobą w czasie rzeczywistym stanie się jeszcze jednym internetowym narzędziem skracania dystansu. W kampanii wyborczej we Francji wirtualne biura polityków cieszą się ogromnym wzięciem do tego stopnia, ze politycy i pracujący na ich rzecz konsultanci tworzą własne awatary i pełnią w internetowych biurach zwykłe “polityczne” dyżury.

Czy kolejnym etapem rozwoju sieci będzie wprowadzenie nowego - trójwymiarowego systemu operacyjnego, opartego o sieć internetową, w której komputer osobisty będzie niczym pierwsze tego typu maszyny jedynie końcówką potężniejszego serwera? Wiele na to wskazuje. Serwisy web 2.0 opierają się właśnie na takiej zasadzie. Zintegrowany z pocztą internetową kalendarz plus serwis obsługi plików worda, czy excela jest już dzisiaj standardową usługą gmaila. Youtube, jako ciągle rozwijający się zbiór plików przekazywanych przez użytkowników, czy rodzime grono.net to inne przykłady tego samego fenomenu. Dane magazynowane przez użytkowników tych usług znajdują się na należących do właścicieli serwisów serwarach, niekoniecznie na twardych dyskach użytkowników.

Kiedy któryś z gigantów światowego rynku komputerowego zdecyduje się na wprowadzenie powszechnie akceptowanego trójwymiarowego internetowego systemu operacyjnego zrealizuje się sen takich, jak ja urodzonych w końcu lat 70 użytkowników commodorre c64, czy atari 80 - sen o powszechnej, wirtualnej rzeczywistości.

Tak rozumiana przestrzeń stanie się rzecz jasna – równie szybko jak stał się tradycyjny (stary?) internet przestrzenią sprzedaży, dyskusji no i oczywiście agitacji politycznej. Kampania wyborcza we Francji jest pierwszą odsłoną tego fenomenu i warto pamiętać o tym już teraz.

Friday, February 9, 2007

Kampania z więzienia?

Dwa dni temu sąd apelacyjny w Paryżu wydał wyrok w sprawie karnej, ciągnącej się od lipca 2004 . Bohater francuskiego ruchu alterglobalistycznego, jednocześnie “antykapitalistyczny kandydat skrajnej lewicy” na prezydenta Francji został oskarżony o zniszczenie genetycznie modyfikowanych sadzonek roślin.


Według swojego oficjalnego życiorysu Jose Bove jest aktywistą politycznym od początku lat 70, kiedy przeniósł się na francuską wieś, założył farmę owiec i zajął się produkcją sera Roquefort. W Larzac - okolicy, gdzie prowadził swoją działalność protestował przeciwko planom rozbudowy bazy wojskowej. W 1981 ta walka przyniosła mu pierwsze polityczne zwycięstwo, decyzję Francoise Mitteranda o zaniechaniu planów rozbudowy bazy. W połowie lat 80 założył Konfederację Drobnych Farmerów, która za cel swoich działań obrała walkę z fast foodami, oraz genetycznie modyfikowaną żywnością.


“To polityczny wyrok, gdziekolwiek skończę – kampania będzie trwała nadal. Być może będę pierwszym francuskim więźniem politycznym, który będzie ubiegał się o mandat prezydenta”. Jak donosi AFP inny skład sędziowski zdecyduje w jaki sposób Bove będzie odbywał swoją karę. Bierze się pod uwagę zarówno ograniczenie wolności z możliwością spędzania długiego czasu poza więzieniem, jak zaopatrzenie kandydata skrajnej lewicy w obrączkę, która kontrolować będzie jego miejsce pobytu.


Jose Bove odbył ma już za sobą trzy wyroki więzienia. Wszystkie związane z działalnością polityczną: w 1999 i 2001 odpowiedział za zniszczenie wybudowanej w połowie restauracji McDonald's, w 2003 został skazany za... niszczenie genetycznie modyfikowanej żywności.


***


Jak widać – nie jest wyłącznie polską specjalnością zakładanie partii agrarnych, których liderzy zajmują się wysypywaniem zboża, blokowaniem dróg, czy walką o interesy drobnych rolników. Analogie między polskim, a francuskim Lepperem ciągnąć można dalej, bo Pan Bove podobnie jak Pan Lepper ma na koncie już kilka politycznych wyroków. Różnica taka, że Lepper nie występował jeszcze w roli więziennego polityka.


Zastanawiające jest też międzynarodowa aktywność jednego i drugiego polityka. Bove Angażował się też bardzo mocno w organizację międzynarodowego poparcia dla Palestyny, oraz działalność Greenpeace. Swoją podróż do Indii w czasie wojny wietnamskiej nazywa do dziś “podróżą inicjacyjną”. Wydaje mi się, że doktoraty honoris causa, podróże do Chin i na Białoruś naszego obecnego wicepremiera są kolejną analogią pomiędzy tymi gentelmanami.