Friday, October 19, 2007

Kazio, tego się nie szanuje...

Kazio Marcinkiewicz powiedział, że dałby szansę Donaldowi Tuskowi. Powiedział to dzień przed wyborami, dzień po tym jak w cudowny sposób Dziennik wszedł w posiadanie wysłanego miesiąc temu listu do premiera.

Ci którzy śledzą mojego bloga wiedzą, że o sprawach bezpośrednio związanych z moją działalnością PRową w polityce staram się pisać niewiele. Tym razem zrobię wyjątek, bo Kazimierz Marcinkiewicz sprowokował mnie do krótkiego opisu jego ostatnich dni, z perspektywy sopockiego PiS. Tym którzy nie pamiętają przypomnę - Kazio został odwołany właśnie po pre-kampanijnej wizycie w Sopocie.

Kampania wyborcza roku 2006 w Sopocie zapowiadała się krwawo i jak się później okazało krwawa faktycznie była. Mieliśmy tutaj bezpodstawne oskarżenia o bicie kobiet, procesy wyborcze, interwencje policji, mieliśmy pobicia i groźby takich pobić, kilka dymisji oraz bardzo jasno określony punkt widzenia lokalnych platformerskich mediów na całą kampanię: odwrotny niż nasz.

W tej atmosferze otrzymaliśmy na początku lipca informację, że w Sopocie pojawi się Kazimierz Marcinkiewicz - w owym czasie cudowne dziecko politycznego PRu i najbardziej lubiany polityk w kraju.

Jak się łatwo domyślić naiwnie sądziliśmy, że do Sopotu przyjedzie kawaleria z odsieczą dla walecznej młodzieży w trudnej sytuacji. ZAWIEDLIŚMY SIĘ OGROMNIE i natychmiast przerobiliśmy lekcję "znaczenie lojalności w polityce".

Oto w żołnierskich słowach kolejność wydarzeń:

1. Sopocki PiS otrzymał informację o planowanym przylocie premiera Marcinkiewicza z wyprzedzeniem około tygodnia (początek lipca 2006)

2. Ponieważ sopocki PiS był obiektem bezpardonowych ataków ze strony pomorskiej PO (prezydent Karnowski, prezydent Adamowicz, marszałek województwa Jan Kozłowski), poparcie polityczne u progu kampanii wyborczej ze strony najpopularniejszego ówczas polityka - Kazimierza Marcinkiewicza miało być dla PiS w Sopocie bardzo ważnym elementem prowadzenia kampanii.

3. Na trzy dni przed wizytą premiera Marcinkiewicza sopocki PiS otrzymał program wizyty, z którego wynika, że premier Marcinkiewicz nie zamierza w ogóle spotykać się z przedstawicielami PiS w Sopocie w godzinach, w jakich PiS Sopot byłyby w stanie wykorzystać tę sytuację politycznie i medialnie.

4. Z programu wynikało za to, że w godzinach najbardziej atrakcyjnych medialnie premier znajdzie czas dla: szefa PO na Pomorzu (Jan Kozłowski, mający pierwotnie towarzyszyć premierowi), szefa PO w Gdańsku (prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz), szefa PO w Sopocie (Jacek Karnowski, wiodący prym w brutalnych atakach na pomorski PiS skarbnik PO).

5. W wyniku takiego a nie innego programu sopocki PiS interweniował u "wszystkich świętych" Prawa i Sprawiedliwości z prośbą o wpłynięcie na otoczenie Pana Premiera i interwencję u prezesa PiS Pana Jarosława Kaczyńskiego.

6. Sopocki PiS wysłał również do Centrum Informacyjnego Rządu informację dotyczącą funkcjonowania tak zwanego Układu Sopockiego (między innymi przekazane zostało zawiadomienie do prokuratury dotyczące tak zwanej sprawy Centrum Haffnera, polegające na przekazaniu przez władze miasta Sopot najcenniejszych gruntów nad polskim morzem za 10% wartości spółce związanej z nomenklaturą SLD, oraz otoczeniem Ryszarda Krauze)

7. W efekcie tych działań do sopockiego PiS została przesłana inna wersja programu. Z planu spotkań zniknęły spotkania z Pawłem Adamowiczem (prezydent Gdańska), oraz Janem Kozłowskim (marszałek województwa), ciągle pozostał w planie Jacek Karnowski (choć nie pojawił się w czasie wizyty).

8. Wizyta odbyła się według zmienionego planu

9. Spotkanie ze strukturami PiS odbyło się w godzinach wieczornych, a jego formuła uniemożliwiła wykorzystanie tego faktu w kampanii wyborczej pomorskiego PiS.

10. Premier Marcinkiewicz nie udzielił publicznie poparcia kandydatom startującym z listy PiS w Sopocie oraz na Pomorzu

11. W godzinach wieczornych premier Marcinkiewicz spotkał się w tajemnicy przed dziennikarzami w rządowej willi w Sopocie z Donaldem Tuskiem. Według wiedzy PiS Sopot otoczenie Donalda Tuska przekazało tę informację do jednego z dziennikarzy, choć spotkanie miało odbyć się bez wiedzy mediów. Kiedy przed wejściem do willi pojawił się pierwszy dziennikarz, służby prasowe premiera Marcinkiewicza przekazały do innych mediów informację o spotkaniu. W efekcie tego, kiedy Donald Tusk opuszczał willę rządową w Sopocie, przed jej wejściem oczekiwał tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Co ciekawe, zarówno w wersji "przed" jak i "po" interwencji sopockiego PiS w godzinach, w których premier spotkał sie z D.Tuskiem wpisana była pozycja "czas do dyspozycji Pana Premiera"

12. Dwa dni później premier Marcinkiewicz został odwołany.

Kazimierz Marcinkiewicz kilka tygodni temu powiedział, że czuje się przez Donalda Tuska wykorzystany, bo spotkanie w rządowej willi w Sopocie o którym mowa wyżej miało się odbyć bez udziału mediów, a Tusk zaprosił na nie media.

Kazimierz Marcinkiewicz dzisiaj zmienił ostatecznie front. Czy przyswoił już tę lekcję polityki, w czasie której mowa o wzajemnym respekcie partnerów i przywódców politycznych? Czy zrozumiał, że politycy szanują tych polityków, którzy posiadają własną wizję, własne poglądy i determinację do ich realizacji?

Kazio, zmieniłeś front. A to znaczy, że zawsze możesz to zrobić. A takiego zachowania w polityce się nie szanuje... Myślę, że to nie ostatni raz, kiedy ktoś "zapomina" dotrzymać danego słowa, tak jak z dziennikarzami przed willą w Sopocie.

Skoro niezależnie od tego co się dzieje - i tak tańczysz do miłej uchu muzyki...

No comments: