W
Agencji
Wywiadu
działał
rosyjski
kret
W
poniedziałek 12 kwietnia 2010 roku do rezydentur Agencji Wywiadu na
wschodzie rozesłany został szyfrogram z centrali, który zakazywał
funkcjonariuszom zbierania informacji na temat tego katastrofy w
Smoleńsku, ponieważ sprawą zajmuje się prokuratura i sprawa ta
nie interesuje Agencji Wywiadu.
Nasza
ambasada w Moskwie jest zabezpieczona przed rosyjskimi służbami?
Kiedy
zajmowałem się kontrywiadowczym zabezpieczeniem placówek
dyplomatycznych informowaliśmy szefów o strasznej sytuacji w
ambasadzie w Moskwie. Rosyjscy pracownicy pałętali się bez sensu
po ambasadzie, mieli dostęp do I i II strefy, w zasadzie nie
wchodzili tylko do Strefy III, tej w której siedzi szyfrant.
Ambasador Bahr przez pewien czas miał rosyjską
sekretarkę, a jeden z oficerów BOR w na przełomie roku 2009 i 2010
mieszkał u swojej rosyjskiej kochanki, która miała brata
milicjanta. W trakcie prac budowlanych w roku 2009 firma remontowa
wyciągnęła ze ścian ambasady stare urządzenia podsłuchowe.
Kiedy poprosiliśmy o ich przesłanie do Polski celem przebadania
ich, okazało się że urządzenia gdzieś po drodze zaginęły. Pod
moskiewską ambasadą mamy również... zamknięte wejście do metra,
do którego klucz posiadają tylko Rosjanie.
To
brzmi jak scenariusz
słabego szpiegowskiego filmu...
Ale
to jest prawda i mówi o stopniu przejrzystości naszych działań w
Rosji dla tamtejszych służb. Mamy to trzymać w tajemnicy? To
trochę jak z ujawnieniem przez ministra Macierewicza stanu polskiej
armii, spada za to na niego krytyka, ale być może gdyby w 1936 albo
37 ktoś w wygłosił takie przemówienie o polskiej armii, to może
rok 1939 wyglądałby inaczej.
Kiedy
przeszło rok temu zaczął Pan opowiadać o stanie Agencji Wywiadu
został Pan zaatakowany z wszystkich stron. Czemu atakowali Pana
koledzy z którymi służył Pan jeszcze w SB, a później w UOP i
Agencji Wywiadu?
Zaatakowali
mnie, bo ujawniając się opowiedziałem się nie po tej stronie
politycznego sporu o służby, po którym opowiedzieli się oni.
Ujawnili się też inni funkcjonariusze SB, a później UOP i AW jak
choćby Wincent Sewerski [Włodzimierz Sokołowski] czy Aleksander
Makowski, ale oni ujawnili się po stronie wizji służb bliższej
Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, Gromosławowi Czempińskiemu, czy
szerzej środowiska Platformy Obywatelskiej. Nie odpowiadała im moja
diagnoza, której bliżej raczej do głoszonej przez Mariusza
Kamińskiego czy Antoniego Macierewicza.
Groźby?
Najpierw
dostałem ciekawe listy, zawoalowane groźby i bluzgi, które olałem.
Chwilę później otrzymałem na przesłaną przez internet pełną
troski wiadomość zawierającą listę moich kolegów, którzy
zginęli. Mój wydawca i kilka innych osób otrzymało na domowe
adresy pełne bzdur listy, dotykające moich spraw osobistych.
Wszystko po to, aby mnie zdyskredytować. Wszystkie te listy
publikowałem później na swojej stronie na fejsbuku.
Atakowały
Pana również środowiska konserwatywne. Co Panu zarzucano?
Że
jestem prowokatorem, esbekiem, który chce sobie coś załatwić.
Części ataków się nie dziwię, jednak zastanawia mnie że więcej
zamieszania było wokół tego kim jestem niż wokół tego co
mówiłem i mówię, zwłaszcza o Agencji Wywiadu w kontekście
Smoleńska. A wszystko to o czym mówiłem przez ostatni rok znalazło
potwierdzenie w sejmowym wystąpieniu Mariusza Kamińskiego.
Mariusz
Kamiński w swoim
wystąpieniu sejmowym stwierdził,
ze do polskiej ambasady
w Moskwie zgłosił się
człowiek oferujący informacje
na temat możliwego zamachu
w Smoleńsku, a Agencja
Wywiadu odesłała dane
tego człowieka rosyjskiej
Federalnej Służbie Bezpieczeństwa.
To się mogło wydarzyć?
Zaniechanie
w służbach też jest działaniem. I pod tym względem rola Agencji
Wywiadu w sprawie smoleńskiej jest zastanawiająca. Oczywiście o
sprawie, o której powiedział Mariusz Kamiński nie wiedziałem
wcześniej, jednak nawet z tego krótkiego i enigmatycznego zapisu
wynika, że złamano wszelkie zasady pracy z oferentem. Faktycznie,
należy założyć, że w 99 procentach była to prowokacja ze strony
Rosjan, ale odsyłanie tego człowieka do FSB jest sprzeczne z
podstawowymi zasadami. Kiedy przychodzi oferent do służb, to
należało podjąć grę. Jest w Judo zasada, jak cię pchają, to
ciągnij, jak ciągną to pchaj. Oni nas pchnęli – należało
zatem pociągnąć: zobaczyć co było grane. Mam jednak pytanie, czy
Pan Sienkiewicz widział kiedyś na oczy oferenta?
A
Pan widział?
Zrobiłem
kilka takich spraw, sam byłem kiedyś przez dwa lata między rokiem
1998 a 2000 oferentem wobec Rosjan i ta operacja się udała.
Jak
zatem postępowali z Panem Rosjanie?
Zawodowo.
Prowadzili działania, szukali, zadawali weryfikujące pytania, sami
pewnie zakładając że mogą mieć do czynienia z prowokacją.
Jestem autorem podręcznika, w którym opisywany jest sposób pracy z
oferentem a także sposób podstawiania takich delikwentów. Dobrze
podstawiony oferent musi trafić w odpowiedni czas, miejsce i sposób.
Czy
w takim razie zgłoszenie się w miesiąc po Smoleńsku do ambasady w
Moskwie to odpowiedni sposób, miejsce i czas do podstawienia
oferenta?
Oczywiście,
że tak. Należy to założyć. Ale należy również założyć
scenariusz odwrotny. Trzeba sprawdzić z czym mamy do czynienia, z
jaką informacją przychodzi człowiek, należy jego informacje
zweryfikować i sprawdzić. Sam opracowałem szereg pytań
sprawdzających, które eliminują możliwość ulegnięcia
prowokacji w takiej sytuacji.
Mariusz
Kamiński twierdzi, że
informacji i człowieka w
ogóle nie sprawdzono, oraz
że pisemną decyzję o
tym żeby z tym
człowiekiem nie rozmawiać
a także odesłać jego
dane Federalnej Służbie
Bezpieczeństwa podjęli wiceszefowie
Agencji Wywiadu Marek
Stępień i Piotr Juszczak.
Nie
wierzę w to, że to ci dwaj ludzie podjęli decyzję bo wiem jak
działała Agencja. Dziwię się i nie mogę zrozumieć co się stało
z gen. Maciejem Hunią, którego znałem od wielu lat. Ludzie, którzy
podpisali się pod tym dokumentem po prostu ratowali swoje stołki,
co zresztą ich nie usprawiedliwia. Ja takich działań bym nie
podjął i odmówiłbym wykonania takiego zadania.
Czy
Pańskim zdaniem informacja o propozycji współpracy ze strony
obywatela rosyjskiego, który zgłosił się do polskiej ambasady w
Moskwie 10 maja 2010 roku dotarła do szefa Agencji Wywiadu Macieja
Huni?
Musiała
dotrzeć. Zasada jest taka: po kontakcie człowieka z ambasadą i po
rozmowie z przedstawicielem Agencji, ma on obowiązek natychmiast
poinformować centralę Agencji Wywiadu w Warszawie, bo tylko w
centrali mogą być podjęte decyzje tego rodzaju. Wszystkie takie
depesze trafiają na biurko szefa. Taka depesza powinna natychmiast
zostać zarchiwizowana i natychmiast powinna zostać założona
Sprawa Operacyjna, bo nawet jeśli to jest prowokacja ze strony
wrogiej służby to sama ta informacja ma dużą wartość i jest
godna założenia sprawy. Zupełnie nie rozumiem czemu polskie służby
poinformowały o tej wizycie FSB i nie podjęły żadnych działań.
To co zrobiła Agencja można wytłumaczyć tylko na jeden sposób:
do Rosjan popłynął sygnał – my wiemy odsyłam wam człowieka,
nie bójta się...
To
należy rozumieć jako wywieszenie białej flagi?
Tak.
Uważam, że z sytuacji opisanej przez ministra Kamińskiego można
wysnuć jeszcze jeden wniosek, którego minister nie wypowiedział
wprost. Moim zdaniem na samej górze Agencji Wywiadu ktoś był
kretem, czyli ktoś był współpracownikiem służb rosyjskich. Nie
wiem z jaką kategorią współpracy mamy do czynienia. Nie wiem czy
jest to nielegał, czy jest to agent i nie jestem w stanie wskazać
personaliów, ale tak uważam. Wskazuje na to wieloletnia bezradność
i niemoc Agencji Wywiadu w kluczowych sprawach na kierunku wschodnim.
Kto
to jest?
Nie
wiem. Może to być jeden człowiek, albo grupa osób ale to nie ma
większego znaczenia. Jeśli bowiem taki człowiek pnie się przez
lata w strukturze wywiadu, to oznacza to ni mniej ni więcej, że
cała struktura polskiej Agencji Wywiadu, którą taki człowiek
poznawał przez lata w niej funkcjonując jest zdekonspirowana przed
wrogim wywiadem. To dotyczy nazwisk rezydentów pracujących za
granicą, sposobów działania i postępowania.
Ale
polskie służby cywilne łapały w przeszłości rosyjskich
szpiegów.
To
nie ma znaczenia. W USA działał rosyjski szpieg, pracownik CIA
Aldrich Ames, który zdekonspirował budowaną przez 30 lat
amerykańską siatkę rosyjskich funkcjonariuszy GRU i KGB
pracujących dla USA, w Wielkiej Brytanii działał Kim Philby, który
przez całe lata informował Rosjan o każdym posunięciu
brytyjskiego kontrwywiadu w szczytowym okresie Zimnej Wojny. W jaki
sposób obydwaj awansowali wewnątrz CIA czy MI6? Musieli mieć
sukcesy
I
te sukcesy zapewniali im Rosjanie?
Załóżmy
hipotetycznie, że jestem oficerem SWR – rosyjskiej służby
wywiadowczej w Polsce i mam zwerbowanego wysokiego przedstawiciela
polskiej Agencji Wywiadu, powiedzmy szefa albo wiceszefa. W jaki
sposób ja mogę takie źródło prowadzić? Jak mam się z takim
człowiekiem spotykać i prowadzić dialog? Przecież taki człowiek
jest obstawiony ze wszystkich stron. Sposób jest tylko jeden: muszę
dać mu się zwerbować, pozwolić stworzyć pozory, że to
przykładowy wiceszef albo szef polskiej agencji zwerbował mnie.
Nikt nie będzie w stanie sprawdzić jak w istocie wyglądają nasze
rozmowy i kto w tym układzie informacje przekazuje, a kto odbiera. W
ten sposób działał właśnie Aldrich Ames – część jego
łączności z Rosjanami odbywała się właśnie poprzez fikcyjny
werbunek.
Czy
informacja przekazana przez Mariusza Kamińskiego pozwala na
przeprowadzenie śledztwa czy operacji w drugą stronę, tak aby po
drodze jaką przeszła decyzja o nieodbieraniu informacji od oferenta
z Moskwy zweryfikować istnienie owego kreta, lub zidentyfikowanie
go?
Tego
nie wiem, ale uważam że bardzo dobrze się stało, że ta
informacja ujrzała światło dzienne. Ruiny, które nazywamy
służbami. Istnienie tych służb w obecnym stanie jest dużo
bardziej niebezpieczne niż ich nieistnienie. Każde działanie,
każde źródło działające dla Agencji Wywiadu jest lub mogło być
w dowolnym momencie i tak trzeba o tej sytuacji myśleć. Nie wiem
oczywiście jak wygląda sytuacja w Agencji Wywiadu teraz, bo jednak
„góra” agencji została zwolniona ze swoich stanowisk po zmianie
władzy, jednak straty, które zostały poniesione wcześniej mają
wpływ na to jak polski wywiad funkcjonuje dzisiaj. Brytyjczycy po
Philbym musieli zniszczyć a potem odbudować cały swój wywiad,
choć się do tego nie przyznają. Podobnie musi stać się u nas,
niezależnie od imprez w rodzaju Światowe Dni Młodzieży czy Szczyt
NATO.
W
pierwszych tygodniach po
Smoleńsku w obiegu
publicznym znalazły się
dwie notatki noszące
znamiona notatek Agencji
Wywiadu. Jedna dotyczyła
zdjęć satelitarnych, jakie
mieli wykonać nasi
sojusznicy, druga miała
dotyczyć obywatela Ukrainy,
który miał być autorem
słynnego filmu z miejsca
katastrofy i miał być
w kontakcie z polskimi
służbami. Z wystąpienia
Mariusza Kamińskiego dowiedzieliśmy
się, że istnieją w
archiwach służb opisy
bardzo podobnych zdarzeń.
Co to oznacza Pańskim
zdaniem? Wówczas Agencja
Wywiadu twierdziła, że
notatki zostały sfałszowane.
Jeśli
zostały sfałszowane, jak twierdzi Agencja Wywiadu, to kto prowadzi
śledztwo i dlaczego zostało tak utajnione, że nikt w AW nawet nie
wiedział, że się toczy? Kto je prowadził? Agencja Bezpieczeństwa
Wewnętrznego zgodnie z ustawą? To był chyba jeden z egzemplarzy
notatki, więc muszą być pozostałe, co się z nimi stało? W
dodatku, tak sprawa bardzo szybko zniknęła z mediów. Tego też nie
rozumiem, bo przecież w kontekście takiej tragedii dziennikarze nie
odpuściliby tak łatwo.
Czy
Agencja Wywiadu prowadziła nasłuch radiowy i elektroniczny tego co
działo się za naszą wschodnią granicą w kwietniu 2010 roku?
To
tajna informacja i nie odpowiem na to pytanie. Zastanawiam się
jednak dlaczego oczekiwaliśmy wówczas na informacje tego typu od
naszych zagranicznych partnerów. Polska prowadzi przecież zarówno,
np. poprzez swoje jednostki wojskowe, przez 24 godziny na dobę tego
rodzaju nasłuch na bardzo dobrym sprzęcie. Jestem również
przekonany, że polskie służby powinny były operacyjnie zgrać i
przeanalizować we własnym zakresie zawartość jednej z czarnych
skrzynek samolotu Tu 154M, która ostatecznie dotarła do Polski,
niezależnie od analizy na potrzeby postępowania sądowego. Nie
zrobiono tego, choć w posiadaniu służb znajduje się zarówno
miejsce, w którym można było to zrobić, sprzęt jak i wyszkoleni
do tego ludzie.
Czy
polskie służby śledziły wcześniej i monitorowały loty
Prezydenta i najważniejszych osób w państwie?
Tak,
były śledzone i powinny być śledzone.
To
dlaczego lot z 10 kwietnia 2010 roku nie był śledzony?
Ja
nie wiem, czy nie był śledzony. Wiem tylko, że służby tak
twierdzą, ale służby twierdzą wiele rzeczy. Na przykład, że
oferent jaki zwrócił się do ambasady w Moskwie jest prowokatorem i
trzeba go przekazać FSB.
Gazeta
Polska ujawniła w ostatnim roku całą serię informacji o ludziach
Agencji Wywiadu w Smoleńsku i w ambasadzie polskiej w Moskwie. Czy
widzi Pan związek między tymi informacjami, sprawą Rosjanina
zgłaszającego się do polskiej ambasady 10 maja 2010, o której
mówił Mariusz Kamiński?
Grzechem
Agencji Wywiadu po 10 kwietnia 2010 roku było zaniechanie
jakichkolwiek działań. Gdybym ja był szefem wywiadu i dostał
polecenie, że mam się tą sprawą nie zajmować, to natychmiast
podałbym się do dymisji.
A
takie polecenie otrzymały rezydentury Agencji Wywiadu?
W
poniedziałek 12 kwietnia 2010 roku do rezydentur Agencji Wywiadu na
wschodzie miał zostać rozesłany szyfrogram z centrali, który
zakazywał funkcjonariuszom zbierania informacji na temat tego
katastrofy w Smoleńsku, ponieważ sprawą zajmuje się prokuratura i
sprawa ta nie interesuje Agencji Wywiadu.
Jak
taka sprawa może nie interesować Agencji Wywiadu?
Nie
wiem. Nie rozumiem też dlaczego nie ogłoszono stanu podwyższonej
gotowości w służbach kiedy ginie Prezydent.
A
nie ogłoszono?
Nie,
ogłoszono za to 11 września 2001 roku i wówczas wszystkich
postawiono na nogi, ale nie 10 kwietnia 2010 roku. Odkąd zacząłem
mówić o tym głośno wiele pracujących w polskich służbach osób
zgłasza się do mnie, mówiąc że 10 kwietnia 2010 roku chcieli
przyjść do pracy. Często nie mieli gdzie. Tak było na przykład w
przygranicznych delegaturach AW.
Kto
mógł podjąć decyzję o takim zaniechaniu działania?
Szef,
albo Szef szefów, czyli Premier.
Dlaczego
podjęto taką decyzję?
Nie
wiem. Nie rozumiem tego postępowania. Wywiad, Wojsko i Agencja
Bezpieczeństwa Wewnętrznego to trzy podstawowe organizacje, które
mają chronić państwo w sytuacji zagrożenia, Wojsko pod względem
bezpieczeństwa, ABW wewnątrz państwa, Agencja Wywiadu na zewnątrz.
Ale
wywiad na zewnątrz nie
działał...
Nie
działał. Część rezydentur zaczęła natychmiast przesyłać do
centrali meldunki, ale drogą zwrotną funkcjonariusze otrzymali
odpowiedź, że mają się tą sprawą nie zajmować, bo tą sprawą
zajmuje się już prokuratura. To jest pod każdym względem chory
sposób działania, no chyba że to przemyślane i intencjonalne
zaniechanie. Po czasie dochodzę do wniosku, że decyzję o zakazie
zajmowania się zbieraniem informacji o Smoleńsku Agencja Wywiadu
podjęła w sposób przemyślany i świadomy, a symptomy tych działań
były widoczne już od wielu lat.
Jednak
Agencja Wywiadu miała
swoich ludzi i na
pokładzie samolotu i na
lotnisku w Smoleńsku. Na
pokładzie zginął wieloletni
oficer wywiadu Mariusz
Kazana, zatrudniony pod
przykryciem jako szef
protokołu dyplomatycznego MSZ.
To
będzie tylko moje własne tłumaczenie, bo ta wiedza nie była
pełna. Są dwie możliwości. Pierwsza to próba obstawienia
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a więc osoby w pewnym sensie wrogiej
dla ówczesnego obozu rządzącego. Sądzę, że Pan Kazana musiał
informować o wszystkich nieprawidłowościach, i robił to, więc
zupełnie nie rozumiem dlaczego nie zwrócono uwagi na wszystkie
nieprawidłowości związane z przygotowaniem wizyty. Tu pojawia się
druga możliwość. Boję się odpowiedzi na to pytanie. Nie ze
względu na konsekwencje dla mnie, ale ze względu na nasuwającą
się odpowiedź, bo oznaczałaby ona, iż Agencja Wywiadu
uczestniczyła w neutralizacji prezydenta na polecenie ówczesnych
władz. Zaznaczam, że nie myślę tylko o zamachu - nie chcę tak
myśleć, bo to byłoby po prostu szokiem i dla mnie tragedią - ale
o działaniach, mających uniemożliwić prezydentowi sprawowanie
urzędu i działania polityczne skierowane na Rosję. Po tragedii w
Smoleńsku, przy takiej ilości funkcjonariuszy i współpracowników,
łatwiej było czyścić ślady obecności Agencji Wywiadu.
Z
Agencją związany był
Tomasz Turowski. Jak Pan
rozumie pilne wezwanie
Turowskiego na placówkę
do Moskwy, aby
przygotowywał wizyty Premiera
i Prezydenta? Znajomość z
przeszłości Sikorskiego z
Turowskim mogła mieć
znaczenie? Pański wydawca
Piotr Jegliński twierdzi,
że panowie poznali się
we wczesnych latach 80
w Rzymie.
Jeśli
rzeczywiście minister Sikorski znał pana Turowskiego, to mój
wniosek podany wyżej jest tym bardziej słuszny.