Sunday, May 15, 2016

W Agencji Wywiadu działał rosyjski kret

W Agencji Wywiadu działał rosyjski kret

W poniedziałek 12 kwietnia 2010 roku do rezydentur Agencji Wywiadu na wschodzie rozesłany został szyfrogram z centrali, który zakazywał funkcjonariuszom zbierania informacji na temat tego katastrofy w Smoleńsku, ponieważ sprawą zajmuje się prokuratura i sprawa ta nie interesuje Agencji Wywiadu.

Nasza ambasada w Moskwie jest zabezpieczona przed rosyjskimi służbami?

Kiedy zajmowałem się kontrywiadowczym zabezpieczeniem placówek dyplomatycznych informowaliśmy szefów o strasznej sytuacji w ambasadzie w Moskwie. Rosyjscy pracownicy pałętali się bez sensu po ambasadzie, mieli dostęp do I i II strefy, w zasadzie nie wchodzili tylko do Strefy III, tej w której siedzi szyfrant. Ambasador Bahr przez pewien czas miał rosyjską sekretarkę, a jeden z oficerów BOR w na przełomie roku 2009 i 2010 mieszkał u swojej rosyjskiej kochanki, która miała brata milicjanta. W trakcie prac budowlanych w roku 2009 firma remontowa wyciągnęła ze ścian ambasady stare urządzenia podsłuchowe. Kiedy poprosiliśmy o ich przesłanie do Polski celem przebadania ich, okazało się że urządzenia gdzieś po drodze zaginęły. Pod moskiewską ambasadą mamy również... zamknięte wejście do metra, do którego klucz posiadają tylko Rosjanie.

To brzmi jak scenariusz słabego szpiegowskiego filmu...

Ale to jest prawda i mówi o stopniu przejrzystości naszych działań w Rosji dla tamtejszych służb. Mamy to trzymać w tajemnicy? To trochę jak z ujawnieniem przez ministra Macierewicza stanu polskiej armii, spada za to na niego krytyka, ale być może gdyby w 1936 albo 37 ktoś w wygłosił takie przemówienie o polskiej armii, to może rok 1939 wyglądałby inaczej.

Kiedy przeszło rok temu zaczął Pan opowiadać o stanie Agencji Wywiadu został Pan zaatakowany z wszystkich stron. Czemu atakowali Pana koledzy z którymi służył Pan jeszcze w SB, a później w UOP i Agencji Wywiadu?

Zaatakowali mnie, bo ujawniając się opowiedziałem się nie po tej stronie politycznego sporu o służby, po którym opowiedzieli się oni. Ujawnili się też inni funkcjonariusze SB, a później UOP i AW jak choćby Wincent Sewerski [Włodzimierz Sokołowski] czy Aleksander Makowski, ale oni ujawnili się po stronie wizji służb bliższej Bartłomiejowi Sienkiewiczowi, Gromosławowi Czempińskiemu, czy szerzej środowiska Platformy Obywatelskiej. Nie odpowiadała im moja diagnoza, której bliżej raczej do głoszonej przez Mariusza Kamińskiego czy Antoniego Macierewicza.

Groźby?

Najpierw dostałem ciekawe listy, zawoalowane groźby i bluzgi, które olałem. Chwilę później otrzymałem na przesłaną przez internet pełną troski wiadomość zawierającą listę moich kolegów, którzy zginęli. Mój wydawca i kilka innych osób otrzymało na domowe adresy pełne bzdur listy, dotykające moich spraw osobistych. Wszystko po to, aby mnie zdyskredytować. Wszystkie te listy publikowałem później na swojej stronie na fejsbuku.

Atakowały Pana również środowiska konserwatywne. Co Panu zarzucano?

Że jestem prowokatorem, esbekiem, który chce sobie coś załatwić. Części ataków się nie dziwię, jednak zastanawia mnie że więcej zamieszania było wokół tego kim jestem niż wokół tego co mówiłem i mówię, zwłaszcza o Agencji Wywiadu w kontekście Smoleńska. A wszystko to o czym mówiłem przez ostatni rok znalazło potwierdzenie w sejmowym wystąpieniu Mariusza Kamińskiego.

Mariusz Kamiński w swoim wystąpieniu sejmowym stwierdził, ze do polskiej ambasady w Moskwie zgłosił się człowiek oferujący informacje na temat możliwego zamachu w Smoleńsku, a Agencja Wywiadu odesłała dane tego człowieka rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa. To się mogło wydarzyć?

Zaniechanie w służbach też jest działaniem. I pod tym względem rola Agencji Wywiadu w sprawie smoleńskiej jest zastanawiająca. Oczywiście o sprawie, o której powiedział Mariusz Kamiński nie wiedziałem wcześniej, jednak nawet z tego krótkiego i enigmatycznego zapisu wynika, że złamano wszelkie zasady pracy z oferentem. Faktycznie, należy założyć, że w 99 procentach była to prowokacja ze strony Rosjan, ale odsyłanie tego człowieka do FSB jest sprzeczne z podstawowymi zasadami. Kiedy przychodzi oferent do służb, to należało podjąć grę. Jest w Judo zasada, jak cię pchają, to ciągnij, jak ciągną to pchaj. Oni nas pchnęli – należało zatem pociągnąć: zobaczyć co było grane. Mam jednak pytanie, czy Pan Sienkiewicz widział kiedyś na oczy oferenta?

A Pan widział?

Zrobiłem kilka takich spraw, sam byłem kiedyś przez dwa lata między rokiem 1998 a 2000 oferentem wobec Rosjan i ta operacja się udała.

Jak zatem postępowali z Panem Rosjanie?

Zawodowo. Prowadzili działania, szukali, zadawali weryfikujące pytania, sami pewnie zakładając że mogą mieć do czynienia z prowokacją. Jestem autorem podręcznika, w którym opisywany jest sposób pracy z oferentem a także sposób podstawiania takich delikwentów. Dobrze podstawiony oferent musi trafić w odpowiedni czas, miejsce i sposób.

Czy w takim razie zgłoszenie się w miesiąc po Smoleńsku do ambasady w Moskwie to odpowiedni sposób, miejsce i czas do podstawienia oferenta?

Oczywiście, że tak. Należy to założyć. Ale należy również założyć scenariusz odwrotny. Trzeba sprawdzić z czym mamy do czynienia, z jaką informacją przychodzi człowiek, należy jego informacje zweryfikować i sprawdzić. Sam opracowałem szereg pytań sprawdzających, które eliminują możliwość ulegnięcia prowokacji w takiej sytuacji.

Mariusz Kamiński twierdzi, że informacji i człowieka w ogóle nie sprawdzono, oraz że pisemną decyzję o tym żeby z tym człowiekiem nie rozmawiać a także odesłać jego dane Federalnej Służbie Bezpieczeństwa podjęli wiceszefowie Agencji Wywiadu Marek Stępień i Piotr Juszczak.

Nie wierzę w to, że to ci dwaj ludzie podjęli decyzję bo wiem jak działała Agencja. Dziwię się i nie mogę zrozumieć co się stało z gen. Maciejem Hunią, którego znałem od wielu lat. Ludzie, którzy podpisali się pod tym dokumentem po prostu ratowali swoje stołki, co zresztą ich nie usprawiedliwia. Ja takich działań bym nie podjął i odmówiłbym wykonania takiego zadania.

Czy Pańskim zdaniem informacja o propozycji współpracy ze strony obywatela rosyjskiego, który zgłosił się do polskiej ambasady w Moskwie 10 maja 2010 roku dotarła do szefa Agencji Wywiadu Macieja Huni?

Musiała dotrzeć. Zasada jest taka: po kontakcie człowieka z ambasadą i po rozmowie z przedstawicielem Agencji, ma on obowiązek natychmiast poinformować centralę Agencji Wywiadu w Warszawie, bo tylko w centrali mogą być podjęte decyzje tego rodzaju. Wszystkie takie depesze trafiają na biurko szefa. Taka depesza powinna natychmiast zostać zarchiwizowana i natychmiast powinna zostać założona Sprawa Operacyjna, bo nawet jeśli to jest prowokacja ze strony wrogiej służby to sama ta informacja ma dużą wartość i jest godna założenia sprawy. Zupełnie nie rozumiem czemu polskie służby poinformowały o tej wizycie FSB i nie podjęły żadnych działań. To co zrobiła Agencja można wytłumaczyć tylko na jeden sposób: do Rosjan popłynął sygnał – my wiemy odsyłam wam człowieka, nie bójta się...

To należy rozumieć jako wywieszenie białej flagi?

Tak. Uważam, że z sytuacji opisanej przez ministra Kamińskiego można wysnuć jeszcze jeden wniosek, którego minister nie wypowiedział wprost. Moim zdaniem na samej górze Agencji Wywiadu ktoś był kretem, czyli ktoś był współpracownikiem służb rosyjskich. Nie wiem z jaką kategorią współpracy mamy do czynienia. Nie wiem czy jest to nielegał, czy jest to agent i nie jestem w stanie wskazać personaliów, ale tak uważam. Wskazuje na to wieloletnia bezradność i niemoc Agencji Wywiadu w kluczowych sprawach na kierunku wschodnim.

Kto to jest?

Nie wiem. Może to być jeden człowiek, albo grupa osób ale to nie ma większego znaczenia. Jeśli bowiem taki człowiek pnie się przez lata w strukturze wywiadu, to oznacza to ni mniej ni więcej, że cała struktura polskiej Agencji Wywiadu, którą taki człowiek poznawał przez lata w niej funkcjonując jest zdekonspirowana przed wrogim wywiadem. To dotyczy nazwisk rezydentów pracujących za granicą, sposobów działania i postępowania.

Ale polskie służby cywilne łapały w przeszłości rosyjskich szpiegów.

To nie ma znaczenia. W USA działał rosyjski szpieg, pracownik CIA Aldrich Ames, który zdekonspirował budowaną przez 30 lat amerykańską siatkę rosyjskich funkcjonariuszy GRU i KGB pracujących dla USA, w Wielkiej Brytanii działał Kim Philby, który przez całe lata informował Rosjan o każdym posunięciu brytyjskiego kontrwywiadu w szczytowym okresie Zimnej Wojny. W jaki sposób obydwaj awansowali wewnątrz CIA czy MI6? Musieli mieć sukcesy

I te sukcesy zapewniali im Rosjanie?

Załóżmy hipotetycznie, że jestem oficerem SWR – rosyjskiej służby wywiadowczej w Polsce i mam zwerbowanego wysokiego przedstawiciela polskiej Agencji Wywiadu, powiedzmy szefa albo wiceszefa. W jaki sposób ja mogę takie źródło prowadzić? Jak mam się z takim człowiekiem spotykać i prowadzić dialog? Przecież taki człowiek jest obstawiony ze wszystkich stron. Sposób jest tylko jeden: muszę dać mu się zwerbować, pozwolić stworzyć pozory, że to przykładowy wiceszef albo szef polskiej agencji zwerbował mnie. Nikt nie będzie w stanie sprawdzić jak w istocie wyglądają nasze rozmowy i kto w tym układzie informacje przekazuje, a kto odbiera. W ten sposób działał właśnie Aldrich Ames – część jego łączności z Rosjanami odbywała się właśnie poprzez fikcyjny werbunek.

Czy informacja przekazana przez Mariusza Kamińskiego pozwala na przeprowadzenie śledztwa czy operacji w drugą stronę, tak aby po drodze jaką przeszła decyzja o nieodbieraniu informacji od oferenta z Moskwy zweryfikować istnienie owego kreta, lub zidentyfikowanie go?

Tego nie wiem, ale uważam że bardzo dobrze się stało, że ta informacja ujrzała światło dzienne. Ruiny, które nazywamy służbami. Istnienie tych służb w obecnym stanie jest dużo bardziej niebezpieczne niż ich nieistnienie. Każde działanie, każde źródło działające dla Agencji Wywiadu jest lub mogło być w dowolnym momencie i tak trzeba o tej sytuacji myśleć. Nie wiem oczywiście jak wygląda sytuacja w Agencji Wywiadu teraz, bo jednak „góra” agencji została zwolniona ze swoich stanowisk po zmianie władzy, jednak straty, które zostały poniesione wcześniej mają wpływ na to jak polski wywiad funkcjonuje dzisiaj. Brytyjczycy po Philbym musieli zniszczyć a potem odbudować cały swój wywiad, choć się do tego nie przyznają. Podobnie musi stać się u nas, niezależnie od imprez w rodzaju Światowe Dni Młodzieży czy Szczyt NATO.

W pierwszych tygodniach po Smoleńsku w obiegu publicznym znalazły się dwie notatki noszące znamiona notatek Agencji Wywiadu. Jedna dotyczyła zdjęć satelitarnych, jakie mieli wykonać nasi sojusznicy, druga miała dotyczyć obywatela Ukrainy, który miał być autorem słynnego filmu z miejsca katastrofy i miał być w kontakcie z polskimi służbami. Z wystąpienia Mariusza Kamińskiego dowiedzieliśmy się, że istnieją w archiwach służb opisy bardzo podobnych zdarzeń. Co to oznacza Pańskim zdaniem? Wówczas Agencja Wywiadu twierdziła, że notatki zostały sfałszowane.

Jeśli zostały sfałszowane, jak twierdzi Agencja Wywiadu, to kto prowadzi śledztwo i dlaczego zostało tak utajnione, że nikt w AW nawet nie wiedział, że się toczy? Kto je prowadził? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zgodnie z ustawą? To był chyba jeden z egzemplarzy notatki, więc muszą być pozostałe, co się z nimi stało? W dodatku, tak sprawa bardzo szybko zniknęła z mediów. Tego też nie rozumiem, bo przecież w kontekście takiej tragedii dziennikarze nie odpuściliby tak łatwo.

Czy Agencja Wywiadu prowadziła nasłuch radiowy i elektroniczny tego co działo się za naszą wschodnią granicą w kwietniu 2010 roku?

To tajna informacja i nie odpowiem na to pytanie. Zastanawiam się jednak dlaczego oczekiwaliśmy wówczas na informacje tego typu od naszych zagranicznych partnerów. Polska prowadzi przecież zarówno, np. poprzez swoje jednostki wojskowe, przez 24 godziny na dobę tego rodzaju nasłuch na bardzo dobrym sprzęcie. Jestem również przekonany, że polskie służby powinny były operacyjnie zgrać i przeanalizować we własnym zakresie zawartość jednej z czarnych skrzynek samolotu Tu 154M, która ostatecznie dotarła do Polski, niezależnie od analizy na potrzeby postępowania sądowego. Nie zrobiono tego, choć w posiadaniu służb znajduje się zarówno miejsce, w którym można było to zrobić, sprzęt jak i wyszkoleni do tego ludzie.

Czy polskie służby śledziły wcześniej i monitorowały loty Prezydenta i najważniejszych osób w państwie?

Tak, były śledzone i powinny być śledzone.

To dlaczego lot z 10 kwietnia 2010 roku nie był śledzony?

Ja nie wiem, czy nie był śledzony. Wiem tylko, że służby tak twierdzą, ale służby twierdzą wiele rzeczy. Na przykład, że oferent jaki zwrócił się do ambasady w Moskwie jest prowokatorem i trzeba go przekazać FSB.

Gazeta Polska ujawniła w ostatnim roku całą serię informacji o ludziach Agencji Wywiadu w Smoleńsku i w ambasadzie polskiej w Moskwie. Czy widzi Pan związek między tymi informacjami, sprawą Rosjanina zgłaszającego się do polskiej ambasady 10 maja 2010, o której mówił Mariusz Kamiński?

Grzechem Agencji Wywiadu po 10 kwietnia 2010 roku było zaniechanie jakichkolwiek działań. Gdybym ja był szefem wywiadu i dostał polecenie, że mam się tą sprawą nie zajmować, to natychmiast podałbym się do dymisji.

A takie polecenie otrzymały rezydentury Agencji Wywiadu?

W poniedziałek 12 kwietnia 2010 roku do rezydentur Agencji Wywiadu na wschodzie miał zostać rozesłany szyfrogram z centrali, który zakazywał funkcjonariuszom zbierania informacji na temat tego katastrofy w Smoleńsku, ponieważ sprawą zajmuje się prokuratura i sprawa ta nie interesuje Agencji Wywiadu.

Jak taka sprawa może nie interesować Agencji Wywiadu?

Nie wiem. Nie rozumiem też dlaczego nie ogłoszono stanu podwyższonej gotowości w służbach kiedy ginie Prezydent.

A nie ogłoszono?

Nie, ogłoszono za to 11 września 2001 roku i wówczas wszystkich postawiono na nogi, ale nie 10 kwietnia 2010 roku. Odkąd zacząłem mówić o tym głośno wiele pracujących w polskich służbach osób zgłasza się do mnie, mówiąc że 10 kwietnia 2010 roku chcieli przyjść do pracy. Często nie mieli gdzie. Tak było na przykład w przygranicznych delegaturach AW.

Kto mógł podjąć decyzję o takim zaniechaniu działania?

Szef, albo Szef szefów, czyli Premier.

Dlaczego podjęto taką decyzję?

Nie wiem. Nie rozumiem tego postępowania. Wywiad, Wojsko i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego to trzy podstawowe organizacje, które mają chronić państwo w sytuacji zagrożenia, Wojsko pod względem bezpieczeństwa, ABW wewnątrz państwa, Agencja Wywiadu na zewnątrz.

Ale wywiad na zewnątrz nie działał...

Nie działał. Część rezydentur zaczęła natychmiast przesyłać do centrali meldunki, ale drogą zwrotną funkcjonariusze otrzymali odpowiedź, że mają się tą sprawą nie zajmować, bo tą sprawą zajmuje się już prokuratura. To jest pod każdym względem chory sposób działania, no chyba że to przemyślane i intencjonalne zaniechanie. Po czasie dochodzę do wniosku, że decyzję o zakazie zajmowania się zbieraniem informacji o Smoleńsku Agencja Wywiadu podjęła w sposób przemyślany i świadomy, a symptomy tych działań były widoczne już od wielu lat.

Jednak Agencja Wywiadu miała swoich ludzi i na pokładzie samolotu i na lotnisku w Smoleńsku. Na pokładzie zginął wieloletni oficer wywiadu Mariusz Kazana, zatrudniony pod przykryciem jako szef protokołu dyplomatycznego MSZ.

To będzie tylko moje własne tłumaczenie, bo ta wiedza nie była pełna. Są dwie możliwości. Pierwsza to próba obstawienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a więc osoby w pewnym sensie wrogiej dla ówczesnego obozu rządzącego. Sądzę, że Pan Kazana musiał informować o wszystkich nieprawidłowościach, i robił to, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego nie zwrócono uwagi na wszystkie nieprawidłowości związane z przygotowaniem wizyty. Tu pojawia się druga możliwość. Boję się odpowiedzi na to pytanie. Nie ze względu na konsekwencje dla mnie, ale ze względu na nasuwającą się odpowiedź, bo oznaczałaby ona, iż Agencja Wywiadu uczestniczyła w neutralizacji prezydenta na polecenie ówczesnych władz. Zaznaczam, że nie myślę tylko o zamachu - nie chcę tak myśleć, bo to byłoby po prostu szokiem i dla mnie tragedią - ale o działaniach, mających uniemożliwić prezydentowi sprawowanie urzędu i działania polityczne skierowane na Rosję. Po tragedii w Smoleńsku, przy takiej ilości funkcjonariuszy i współpracowników, łatwiej było czyścić ślady obecności Agencji Wywiadu.

Z Agencją związany był Tomasz Turowski. Jak Pan rozumie pilne wezwanie Turowskiego na placówkę do Moskwy, aby przygotowywał wizyty Premiera i Prezydenta? Znajomość z przeszłości Sikorskiego z Turowskim mogła mieć znaczenie? Pański wydawca Piotr Jegliński twierdzi, że panowie poznali się we wczesnych latach 80 w Rzymie.


Jeśli rzeczywiście minister Sikorski znał pana Turowskiego, to mój wniosek podany wyżej jest tym bardziej słuszny.