Dzisiaj mam problem z oceną tego okresu. Pracowałem dla Janusza Kaczmarka w przekonaniu, że buduję wizerunek jednego z najważniejszych ludzi rządu Jarosława Kaczyńskiego. Przekonania takiego nie burzyły wątpliwości wyniesione z bojów na trójmiejskim boisku politycznym, ani fakt że w najbliższym otoczeniu Janusza Kaczmarka byłem jedynym członkiem PiS. W końcu to nie legitymacja partyjna stanowi o przydatności dla Państwa Polskiego. No bo co ma myśleć szeregowy członek partii o człowieku, którego na kluczowe stanowisko w aparacie bezpieczeństwa państwa mianuje prezes tejże partii, a Prezydent RP uczynił z niego lata temu jednego ze swoich najbliższych współpracowników?
Na kilka tygodni przed dymisją Janusza Kaczmarka w jego bezpośrednim otoczeniu zaczęło się robić nerwowo. Sporu pomiędzy Zbigniewem Ziobro a byłym szefem MSWiA nie dało się ukryć. Wiedzieli o nim dziennikarze, wiedzieli politycy. W prywatnych rozmowach z moimi współpracownikami zadawałem ciągle jedno pytanie: Jaki interes w uderzaniu w Janusza Kaczmarka miałby mieć Zbigniew Ziobro? Odpowiedzi jakie otrzymywałem nie były satysfakcjonujące i sprowadzały się do treści, które teraz można wyczytać w Gazecie Wyborczej, czy Polityce: że chora ambicja, że żądza władzy, że budowanie własnego imperium... Ani słowa na temat motywu.
Brałem udział w kilku wojenkach politycznych. Jeśli gracze rzucają na szalę wszystko - muszą robić to w jakimś celu. I żeby było jasne: ta atmosfera była wyczuwalna ZANIM Andrzej Lepper został ostrzeżony o akcji CBA.
Polityk, który jest powoływany na stanowisko musi mieć świadomość, że jego dni są policzone. Pisałem już o tym w innym miejscu: nominacja i dymisja to dwie połówki jednego jabłka. Pierwszą przyjmuje się z radością, drugą z godnością. Tym bardziej jestem zaskoczony zachowaniem mojego byłego szefa w stosunku do rządu, którego okrętem flagowym był w zasadzie od dnia jego powołania. Zaskoczony i zniesmaczony, bo wyniki zaufania jakim cieszył się Janusz Kaczmarek w czasie kiedy dla niego pracowałem wzrastały z miesiąca na miesiąc, plasując go w czołówce polskich polityków.
Doceniała to również moja partia, bo na przedostatniej konwencji wyborczej PiS w Radomiu mój ówczesny szef wystąpił tuż przed premierem Kaczyńskim. Kurcze, byłem dumny kiedy szef MSWiA wygłaszał przemówienie do członków PiS, przemówienie oparte na moim osobistym liście do niego oraz na tezach które przygotowywałem ślęcząc nad biurkiem do późnej nocy. Oklaski, które przerywały jego przemówienie traktowałem jak własne, siedząc sobie gdzieś pod ścianą z aparatem fotograficznym w ręku.
Dziś zastanawiam się - czy mój ówczesny szef już wtedy wiedział, że buduje „państwo totalitarne”? Czy kiedy mówił o przebudowie Państwa Polskiego mówił o przebudowie na modłę Ligi i Samoobrony? Czy kiedy mówił o zawładnięciu państwem przez służby miał na myśli swojego przyszłego reprezentanta prawnego? Dzisiaj za zaufanie do Janusza Kaczmarka odpowiadają Roman Giertych i Wojciech Raduchowski, zwany też Brochwiczem, czyli przyjaciel Andrzeja Leppera oraz człowiek służb i polityczny kreator Anny Jaruckiej. Dwaj bohaterowie bajki, która nie jest moją bajką. Efekty? 10 procent Polaków uważa dziś Janusza Kaczmarka za osobę wiarygodną...
* * *
"Sztukę wojny" Sun Tse uważam za jeden z najlepszych podręczników politologicznych, jakie zostały kiedykolwiek wydane. Myślałem, że opisał on większość sytuacji w jakich może znaleźć się wojownik. Ale nie napisał, co ma robić oficer, kiedy jego dowódca przechodzi na stronę wroga. A ja właśnie jestem takim oficerem...